Jesteś tutaj: Home » Działalność Klubu » Działalność charytatywna » Działalność » działalność charytatywna
Przekazujemy bardzo smutną informację. Ryszard Szurkowski legenda polskiego kolarstwa doznał bardzo poważnych obrażeń w kraksie podczas wyścigu w... więcej
05/11/2018
RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ! W lipcu tego roku dzięki współpracy 10 klubów Lions ufundowany został kolejny dar dla podopiecznych Specjalnego Ośrodka... więcej
18/07/2016
18 sierpnia 2010 r. grupa Holendrów z zaprzyjaźnionej organizacji Help De Polen załadowała darami po brzegi TIRa. W transporcie znajdowały się m. in.... więcej
21/08/2010

Pomóżmy Ryszardowi!

Przekazujemy bardzo smutną informację. Ryszard Szurkowski legenda polskiego kolarstwa doznał bardzo poważnych obrażeń w kraksie podczas wyścigu w Niemczech – 102. Rund um Koln. Wszystko opisał Krzysztof Wyrzykowski w poniższym artykule. Ryszard jest naszym wielkim przyjacielem i przyjacielem wszystkich Polaków, dlatego będziemy go wspierać i pomagać w trudnej i długiej rehabilitacji. Uruchomiliśmy specjalne konto, na które można wpłacać pieniądze na jego rehabilitację i tym samym powrót do zdrowia. 

⇒ dane do przelewu - proszę pamiętać o dopisku "RYSZARD SZURKOWSKI - rehabilitacja"

W imieniu Stowarzyszenia Lions Club Poznań 1990

Krzysztof Kozanecki  - członek założyciel stowarzyszenia

NAJTRUDNIEJSZY WYŚCIG lub WYŚCIG Z CZASEM

Przed pięcioma miesiącami podczas wyścigu masters w Kolonii, Ryszard Szurkowski uległ bardzo poważnemu wypadkowi. Sparaliżowany, uparcie walczy o powrót do zdrowia. Jest nadzieja, że stanie się to w Uzdrowisku Kamień Pomorski, jednym z najnowocześniejszych centrów rehabilitacyjnych w Polsce.

Czekali na niego na mecie. Szukali go wszędzie. Przecież nie mógł tak po prostu zniknąć. Zawsze to on czekał na innych, na swoich trzech czy czterech przyjaciół z którymi od lat startował w wyścigach masters. Kiedy stało się jasne, że Ryszard Szurkowski brał udział w gigantycznej kraksie jaka miała miejsce kilka kilometrów przed metą, zaczęli dzwonić. Najpierw do komisariatu policji, potem do szpitali. Szukali po nazwisku, ale nikt nie mógł udzielić żadnej informacji. Wreszcie, z jednej z klinik dostali wiadomość.
- Karetka przywiozła zmasakrowanego człowieka, nie ma przy sobie papierów, nie wiemy kto to jest, ma około 55 lat i żółte kolarskie buty... 
Kiedyś, przed laty, poznawano go po żółtej koszulce. To była jego koszulka, a on był jej synonimem. Wygrał czterokrotnie Wyścig Pokoju (1970, 1971, 1973,1975), a w nim trzynaście etapów. Przez 52 dni jechał w żółtej koszulce. A teraz, 10 czerwca 2018 roku w Kolonii do identyfikacji wielkiego mistrza, jednego z największych kolarzy w historii, musiały posłużyć żółte, kolarskie buty.
To była 102 edycja kolarskiego wyścigu jednodniowego Rund um Koeln. Największy klasyk w Niemczech. 4500 kolarzy na starcie. Zawodowcy mający do pokonania ponad 200 km, amatorzy ścigający się na trasie 126 km i mastersi podzieleni na kilka kategorii wiekowych. Ryszard i jego wieloletni, sprawdzeni i serdeczni przyjaciele Krzysztof Kozanecki z Poznania, Tomasz Derejski z Kielc, dziś mieszkający w Kolonii i pełniący rolę gospodarza, oni dwaj i jeszcze Clemens Ujejski, były kolarz Lecha Poznań też mieszkający w okolicach Kolonii, wystartowali w grupie 60+. Scigali się na tej trasie wielokrotnie i świetnie ją znali. Mają czarne stroje, spodenki i takie same koszulki z napisem TEAM Szurkowski Polska. Pięknie sie prezentują, logo sprawia, że są i znani i dumni. Lider zespołu jedzie z numerem startowym 3540 umieszczonym i na koszulce i na kasku, ale nikt nie przypuszczał, że po kraksie, nie będzie po nich nawet śladu.
„Wszystko pamiętam, bo o dziwo, nie straciłem ani na moment przytomności”, opowiada Ryszard kończąc kolejny tydzień pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym w Konstancinie. „To było kilka kilometrów przed metą. Szeroka ulica i niesamowite tempo. Około 40 km/godz. Zbliżaliśmy się do wysepki. Większość kolarzy jechała prawą stroną, ale dwóch przede mną chciało prawdopodobnie ominąć wysepkę z lewej. Jeden z nich „liznął” koło, szczepili się kierownicami i w ułamku sekundy leżeli obydwaj. Kraksa. Niby nic specjalnego. Ale nie miałem najmniejszych szans. Fiknąłem nad kierownicą uderzając twarzą w asfalt. Najpierw wpadło na mnie dwóch kolarzy, a potem kilkunastu, a może i kilkudziesięciu. Słyszałem szczęk rowerów, krzyk kolarzy i sygnał karetki.” 
A wszystko przebiegało bardzo sprawnie. Gdzie jak gdzie, ale w Niemczech porządek musi być. Od 1971 roku organizatorem imprezy jest wielki pasjonat kolarstwa Artur Tabat. Wtedy, przed 47-mioma laty, Ryszard Szurkowski wygrał po raz drugi Wyścig Pokoju, zwyciężył także w plebiscycie Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski (potem jeszcze w 1973 roku), wreszcie odebrał nagrodę Fair Play UNESCO za niespotykany gest. Na mistrzostwach Polski oddał swój rower Zygmuntowi Hanusikowi któremu defekt pokrzyżował plany i „Zyga” zdobył na nim tytuł mistrzowski. Tę nagrodę Szurkowski ceni na równi ze swoimi zwycięstwami. A było ich bez liku. W okresie 1965 – 1984 przejechał około 400.000 km, w tym połowę w wyścigach w kraju i na świecie (ponad 1100 startów), z czego wygrał ponad 350, a 800 razy stał na podium. Takie dane robią na wszystkich wrażenie. A przecież na czele listy zwycięstw widnieje tytuł mistrza świata wywalczony na wzgórzu Montjuich w Barcelonie 1 września 1973 roku. Wygrał jak wielki mistrz, któremu drogę do sukcesu torował także drugi na mecie Stanisław Szozda. Ten fakt i tytuł mistrzów świata w jeżdzie drużynowej jaki kilka dni wcześniej wywalczyli Polacy (Szurkowski, Szozda, Mytnik i Lis), jazda i umiejętności Ryszarda robiły zawsze wielkie wrażenie nawet na największych mistrzach. Słynny Eddy Merckx uważany za najlepszego kolarza wszechczasów, złożył w 1973 roku propozycję by Szurkowski dołączył do jego zespołu „Molteni”. Bez szans, bo w tamtych czasach nie było takich możliwości. Nie przewidywały tego ówczesne przepisy. Zwłaszcza, jeśli na zawodostwo miał przejść sportowiec którego kariera zamknie się kilka lat później jeszcze jednym tytułem mistrzowskim w drużynie (1975), dwoma srebrnymi medalami olimpijskimi w tej samej specjalności (1972 i 1976), jedenastoma tytułami mistrza Polski i piętnastoma etapowymi sukcesami na trasie Tour de Pologne. W plebiscycie na najlepszego sportowca XXX-lecia był drugi za Ireną Szewińską, a przecież kariera Ryszarda którą zakończył w 1984 roku nie ograniczała sie wyłącznie do jego osobistych sukcesów. Był trenerem kadry w latach zwycięstwa Lecha Piaseckiego najpierw w Wyścigu Pokoju, a potem na mistrzostwach świata (1985), reprezentacji Polski w wyścigu drużynowym na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu (srebro w 1988), wreszcie był także Prezesem Polskiego Związku Kolarskiego.

Dzień 10 czerwca 2018 to nie jeden tragiczny dzień w życiu Ryszarda. 11 września 2001 roku w ruinach World Trade Center w Nowym Jorku ginie w wieku 31 lat jego syn Norbert. Kilkanaście lat wcześniej wyjechał z matką Ewą na stałe do USA. Pracował na Manhattanie i poszedł coś załatwić w jednym z tamtejszych biur. A dzień wcześniej powrócił z córką z wakacji w Polsce... Dziś, a może i nigdy nie było miejsca na publiczne wspomnienie. Takie jest prawo ojca. Dziś wspomnienia są inne. Na szczęście mniej tragiczne.
„Jeszcze szpital w Kolonii – powraca Ryszard. „Tomografia. Czułem jak rozcinają mi koszulkę i spodenki. I jedziemy na blok operacyjny, najpierw pierwsza operacja kręgosłupa, następnego dnia druga, a po tygodniu rekonstrukcja twarzy. Pani chirurg żartowała, że z niczego musi mi zrobić nową twarz. Dziś widzę, że egzamin zdała celująco”.

Poza jednym, nie pamiętam innego wypadku Ryszarda Szurkowskiego. A łączy nas wiele wspólnych lat, pisane razem książki, dziesiątki wyścigów i tony wspomnień. Ten jeden, jedyny który wspominam, widziała też cała Polska. To był ostatni etap Wyścigu Pokoju 1975 roku. Przepełniony Stadion Dziesięciolecia w Warszawie. Blisko100.000 widzów. Wpada peleton. Ludzie szukają wzrokiem żółtej koszulki. Ale nie ma jej w peletonie. Kilkanaście sekund później samotny kolarz wyjeżdża z tunelu. Podarta, zakurzona koszulka, lider leżał w kraksie kilkadziesiąt metrów przed wjazdem na stadion. Ludzie wstali z miejsc, wiwatom nie było końca. To, jak się później okazało była ostatnia meta Ryszarda podczas Wyścigu Pokoju. „Nikt mnie nie wywrócił specjalnie – wspomina Ryszard – typowa przepychanka przed wjazdem na stadion i do tunelu. Walczą Rosjanie, Niemcy my i Włosi. Ci co zawsze. Ostatni zakręt w lewo. Wyłożyłem się jak długi. Rzadko kiedy mi się to zdarzało. Ale ostatni na stadion wjeżdżałem w żółtej koszulce także na ostatnim etapie w Berlinie w 1970 roku. Choć wtedy nie po kraksie. Towarzyszył mi Zbyszek Krzeszowiec. To właściwie fajne uczucie. A tej żółtej koszulki z 1975 roku nawet nie wyprałem. Wisi w domu na honorowym miejscu. Poproś Iwonę to prześle ci zdjęcie na maila”.
Iwona Szurkowska, żona Ryszarda też ma swoje wspomnienia związane z wypadkiem męża. „To traumatyczne doświadczenie. Najpierw w Kolonii pierwsza diagnoza: uszkodzony rdzeń kręgowy i czterokończynowe porażenie, potem po operacji twarzy nie byłam pewna, czy mąż to w ogóle przeżyje. Po trzech tygodniach przenosiny do kliniki rehabilitacyjnej w Herdecke. Po prawie dwumiesięcznym pobycie w Niemczech zdecydowaliśmy się na powrót do Polski. Przyjaciele rozpoczynają działania. Zawsze ci sami, ci z Teamu Szurkowski. Dodatkowo do akcji wkraczają dr Paweł Baranowski z Centrum Stocer w Konstancinie, Filip Nowak dyrektor Mazowieckiego NFZ i przyjaciele z kolarstwa: Miecio Nowicki, Henio Charucki, Szymon Krotosz. Miejsce w szpitalu „Stocer” w Konstancinie, samolot sanitarny, trzymiesięczna rehabilitacja i stałe, choć umiarkowane postępy. Najważniejsze są nogi, ważne by mógł na nich ustać i potem zaczął chodzić. Pewnie już w Kamieniu Pomorskim z wykorzystaniem najnowocześniejszych aparatów i urządzeń. W tym egzoszkieletu i lokomatu. Jestem optymistką, Ryszard też, będzie dobrze, musi być dobrze. To jego najważniejszy i najtrudniejszy wyścig w życiu.Powoli schodzi z nas olbrzymie napięcie, bo jest nadzieja...”.
Operacja samej twarzy Ryszarda Szurkowskiego w klinice Uniwersyteckiej w Kolonii trwała ponad siedem godzin. I była trzecią w kolejności. Najpierw zajęto się poturbowanym kręgosłupem, twarz musiała poczekać. Uszkodzona czaszka, połamana w kilku miejscach szczęka i zdeformowany nos, zmiażdżona warga, powypadkowe zdjęcia oczywiście są, ale Ryszard nie zgadza się na ich pokazanie. Zbyt makabryczne. Utrata władzy w czterech kończynach, zmiażdżony kręgosłup, pięciomiesięczna już rehabilitacja i ciągle jeszcze nieznana perspektywa. Lekarze i fizjoterapeuci są bardzo ostrożni w wydawaniu jakichkolwiek opinii.

Może ktoś zapytać dlaczego dopiero dziś, po paru miesiącach dowiadują się państwo o tragicznym wypadku Ryszarda Szurkowskiego. Odpowiedź jest prosta. Takie było życzenie jego samego. Nie chciał by temu wypadkowi nadano rozgłos, zakładano fundację i zbierano pieniądze na ewentualne leczenie. „To była moja prywatna sprawa, prywatny wyjazd. I powinienem ponosić wszelkie konsekwencje”. Ale gdy okazało się że dalsza rehabilitacja neurologiczna po urazie rdzenia kręgowego potrwa dłużej niż początkowo zakładano, a koszty znacznie wzrosną i przekroczą możliwości finansowe rodziny, Ryszard zgodził sie na upublicznienie wiadomości o wypadku i stanie swego zdrowia. A zatem raz jeszcze, podobnie jak w wielu innych tego typu przypadkach odwołujemy się do wspaniałomyślności czytelników, kibiców, amatorów kolarstwa a może po prostu jazdy na dwóch kółkach, i zwracamy się z prośbą o finansowe wsparcie walczącego o powrót do sprawności fizycznej wielkiego mistrza.

Krzysztof Wyrzykowski

Dar dla podopiecznych Ośrodka w Owińskach - lipiec '2016

RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ!

W lipcu tego roku dzięki współpracy 10 klubów Lions ufundowany został kolejny dar dla podopiecznych Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w Owińskach o wartości 19.600 zł.
Tym razem zakupiliśmy SPRZĘT UŁATWIAJĄCY KOMUNIKACJĘ z dziećmi i młodzieżą z wielorakimi sprzężeniami. A takie dzieci od dłuższego już czasu trafiają pod skrzydła ośrodka. Takie, które bez specjalistycznej opieki pedagogicznej i sprzętu odcięte są od
 świata. Dyrekcja placówki i pedagodzy doskonale potrafią wykorzystać to, co otrzymują, dlatego stawiane są przed nimi wciąż nowe i coraz trudniejsze wyzwania. A my im w tym pomagamy. Prezentacja zastosowania sprzętu odbędzie się we wrześniu podczas 70 rocznicy SOSW Owińska.

W akcję zaangażowało się 10 Klubów Lions przy wsparciu 2 poznańskich firm: LC Poznań New Design, LC Poznań Rotunda, LC Leszno 2000, LC Krotoszyn, LC Szczecin Jantar, LC Poznań Polska, LC Kalisz Calisia, LC Poznań 1990, LC Poznań Patria, LC Poznań Polonia oraz firmy: RPC Bebo Sp. z o.o. I Klinika Kolasiński.

Pierwszy projekt sfinalizowany został 3 lata temu - był „POWIĘKSZALNIK W KAŻDEJ KLASIE”. Sfinansowało go 15 Klubów Lions i 2 młodzieżowe kluby Leo. Za kwotę bliską 120 tysięcy złotych zakupiliśmy 15 ELEKTRONICZNYCH POWIĘKSZALNIKÓW, umożliwiających słabo widzącym podopiecznym ośrodka prace z tekstem i operacje manualne. 50% tej sumy stanowił grant z Lions Club International Foundation. Wówczas największym zewnętrznym darczyńcą była firma TELL SA, dziś znana jako OEX SA. 

W imieniu koordynatorów Joanny Skorupskiej-Górskiej z naszego klubu i Past Gubernatora Daniela Wcisło z LC Poznań Rotunda dziękujemy wszystkim uczestnikom za współpracę, a za wsparcie Ani Guziałek Przewodniczącej Regionu i Zdzisiowi Ryszkowskiemu Past Gubernatorowi.

LC Poznań New Design (FB)

Pomoc dla powodzian z Bogatyni

18 sierpnia 2010 r. grupa Holendrów z zaprzyjaźnionej organizacji Help De Polen załadowała darami po brzegi TIRa. W transporcie znajdowały się m. in. specjalistyczne łóżka szpitalne, materace antyodleżynowe, zwykłe i elektryczne wózki inwalidzkie, chodziki, odzież, obuwie, meble, szkolne ławki i krzesła, koce.
Łóżka szpitalne i materace antyodleżynowe trafiły do szpitala MSWiA w Poznaniu.
Po rozładunku łóżek w Poznaniu, TIR przyjechał do Jarocina, gdzie został on doładowany darami, które przekazał w imieniu społeczeństwa Jarocina Burmistrz Miasta. Gminna spółka Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji przekazała mieszkańcom Bogatyni dwie palety wody pitnej.
W piątkowe popołudnie, 20 sierpnia 2010 r. z Jarocina wyjechał transport z pomocą dla mieszkańców Bogatyni. W tirze, który pojechał do zniszczonego przez powódź miasta, znalazła się odzież, meble, artykuły medyczne, ławki i krzesła dla szk&o łóżka szpitalne, koce oraz woda mineralna.
Dary do Bogatyni dotarły w sobotę rano. Transport nadzorował Czesław Przedpełski, członek Lions Club Poznań Concordia. „Widzimy – ludzie są w potrzebie. Jesteśmy organizacją humanitarną, która jest uczulona na krzywdę ludzką. Pomagamy – tak jak po prostu ludzie ludziom powinni. Skoro możemy coś dla innych pozyskać, czynimy to”– pokreślił Czesław Przedpełski.
Koordynatorami akcji w Polsce jest LC Poznań Concordia oraz LC Poznań 1990, a także LEO CLUB POZNAŃ 1996 oraz gmina Jarocin.
Koszty transportu darów dla Bogatyni pokryły dwa poznańskie kluby: LC Poznań Concordia oraz LC Poznań 1990.

Anna Przedpełska
LEO Club Poznań 1996